niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 3





Reflection







                 Oparłam dłonie na parapecie i spojrzałam w rozgwieżdżone niebo. Księżyc w pełni rozświetlał i tak już jasne miasto. Nerwowo stukałam palcami o płaską powierzchnię parapetu. W oddali nad jednym z budynków dostrzegłam jasny punkt, który przeciął niebo i zgasł. Zamarłam. Już nigdy nie chciałam tego widzieć. Nigdy wcześniej nie zwracałam na to uwagi, ale teraz jestem strasznie wyczulona. W milczeniu oczekiwałam na pojawienie się kolejnych spadających gwiazd.
                 Nic miało się nie zmieniać - pomyślałam - Miało być normalnie. Nie chcę być dziwakiem, chcę znów swoje dawne życie.
                 Wiedziałam jednak, że tak się nie stanie. Zasłoniłam zasłony, nie potrafiłam dłużej patrzeć przez okno. Skierowałam się do łazienki i stanęłam przed lustrem. Nie spałam od trzech nocy, czułam się koszmarnie, nic mnie jednak nie bolało. Jedyny pozytyw. Byłam poirytowana, mało mówiłam i prawie wcale nie ruszałam się z pokoju. Potrzebowałam snu, ale przez ostatnie wydarzenia nie potrafiłam się uspokoić. Czy tak wygląda stres pourazowy ?
                  - Co się z nami dzieje ? - spytałam samą siebie.
                  Wpadłam na pewien pomysł, który pomoże mi się odprężyć. Trudne sprawy wymagają trudnych i ryzykownych decyzji. Otworzyłam szafkę wiszącą obok lustra i wyciągnęłam z niej małe pudełko. Były to tabletki nasenne. Odkręciłam zakrętkę i po chwili na mojej dłoni wylądowały trzy tabletki. Powinnam wziąć jedną, ewentualnie dwie, ale zależało mi na szybkim efekcie. Połknęłam to co trzymałam. Dla odświeżenia przemyłam ręce i twarz zimną wodą. Na działanie pigułek nie musiałam długo czekać. Po kilku minutach moje powieki zaczęły się zamykać, a świat zaczął wirować. Udało mi się jakoś wyjść z łazienki i wejść pod ciepłą kołdrę. Nie przeszkadzało mi już nic, ani odgłosy żyjącego miasta, ani wiercąca się obok Ana. W końcu ogarnął mnie błogi i długo wyczekiwany sen.


 
********
 
 
 
                    Obudziłam się jak nowonarodzona. Czułam się świetnie. Światło słoneczne oświetlało mój pokój. Any nie było. Odgarnęłam z czoła kosmyki włosów. Wstałam z łóżka i podeszłam do lustra. Wyglądałam, skromnie powiedziawszy, wspaniale. Moja twarz odzyskała dawne barwy, zero cieni pod oczami i czerwonych plam na policzkach, na miejscu których pojawiły się jasne, różowe rumieńce. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał godzinę piętnastą. Zabrałam się za nakładanie makijażu. Postanowiłam na naturalność, dziś tylko błyszczyk i maskara.  
                    - Nie przesadź tylko - usłyszałam. Rozejrzałam się po pokoju, ale nikogo nie było - Mówię do ciebie.
                    - Kto to mówi ? - znów się rozejrzałam.
                    - Patrz na mnie, tu jestem idiotko - rozległo się puknięcie w szkło.
                    Odwróciłam się do lustra. Moje odbicie przechyliło głowę i pomachało mi. Upuściłam puder, który trzymałam w ręce i patrzyłam się na lustro przez kilka chwil. Odbicie wywróciło oczami.
                     - Kim jesteś ? - spytałam - Głupie pytanie, ty to ja...
                     - No widzisz nie do końca. Posłuchaj, musisz coś dla mnie zrobić.
                     - Przestań do mnie mówić - przerwałam - Boże gadam do lusterka, naprawdę jestem zdrowo walnięta - zaczęłam rozmasowywać dłonią skroń.
                     - Ej koleżanko, tylko się teraz nie załamuj i mów ciszej, chyba że chcesz dostać się do zakładu dla obłąkanych.
                     Schowałam twarz w dłoniach. Własne odbicie mnie poucza. Serio ? Najpierw asteroidy, potem śmierć kliniczna, następnie możliwość rzucania przedmiotami a teraz jeszcze to. Nie chciałam jej słuchać, to znaczy siebie, nie chciałam słuchać siebie.
                      - Nie jestem tobą - odpowiedziało odbicie, jakby słyszało moje myśli.
                      - To kim do jasnej cholery ?
                      - Idź do biblioteki i znajdź pamiętnik. O tyle tylko proszę. A i zdejmij to białe paskudztwo z nogi, nie będzie ci już potrzebne.
                      - Po co do biblioteki ?
                      - Zobaczysz, tylko obiecaj mi że pójdziesz.
                      - Dobra niech ci będzie.
                      Odbicie odetchnęło z ulgą i uśmiechnęło się lekko, po czym znów zaczęło powtarzać moje ruchy. Dla pewności, że wszystko wróciło do normy, machnęłam kilka razy ręką i stuknęłam w powierzchnię lustra.
                      - Jesteś tam jeszcze ? - spytałam.
                      - Dobrze się czujesz ? Nałykałaś się czegoś ? - rozległ się niespokojny głos Any.
                      - Nie wszystko ze mną w porządku - uśmiechnęłam się starając ukryć swoje zakłopotanie, ale chyba mi nie wyszło. - Podaj mi nożyczki, proszę - wyciągnęłam rękę.
                      - Masz tylko sobie krzywdy nie zrób - zażartowała Ana.
                      - Wiem jak się używa nożyczek - odpowiedziałam sarkastycznie i poszłam za radą odbicia. Musiało być ze mną naprawdę źle. Zaczęłam rozcinać bandaż otaczający moją nogę.
                      - Co ty robisz świrusko - wykrzyczała Ana.
                      - Siedź cicho bo wywalę cię z pokoju - spojrzałam na nią i oddałam jej nożyczki - Spójrz - bandaż i gips opadły na ziemie.
 
 
 
 
********
 
 
                    Moje lustrzane odbicie miało racje, gipsu już nie potrzebowałam. Moja noga wyglądała świetnie i była całkowicie sprawna. Nawet nie była zdrętwiała. Kto by pomyślał, że jeszcze tydzień temu była złamana.
                     - To jest dziwne - Ali przerwała ciszę, która panowała od kilku minut.
                     - Pewnie się pomylili i tyle. Mieli ważniejsze rzeczy na głowie niż moja noga.
                     - Może - zastanowiła się Ana - No nie ważne, co dziś będziemy robić ?
                     Wzruszyłam ramionami. Biłam się z myślami. Powiedzieć dziewczynom o mojej przygodzie z lustrem, czy nie. Podczas gdy Ali i Ana rozmawiały, ja miałam czas na ubranie się. Jak miałam znaleźć ten konkretny pamiętnik i dlaczego właśnie pamiętnik ? Czy byłam na tyle głupia i nienormalna, że uwierzyłam swoim wyobrażeniom ? Czy to nie jest dziwne, że przemawia do mnie lustro, a ja słucham ? Powinnam być w szoku, ale nie byłam. Chyba naprawdę nie jest za dobrze z moją głową. No nic, sama nie pójdę do biblioteki, mama by mnie zabiła. Raz kozie śmierć. Wzięłam tabletkę przeciw bólową, bo przeczuwałam nadchodzący ból głowy. Odwróciłam się.
                      - Dziewczyny muszę wam coś powiedzieć - zaczęłam, ale szybko przerwałam. Wzięłam głęboki wdech i kontynuowałam wypowiedź. Starałam się jak najdokładniej streścić całą przygodę. Dziewczyny patrzyły na mnie na początku ze zdziwieniem, które później przerodziło się w niedowierzanie i ciekawość. Co jakiś czas wymieniały między sobą spojrzenia. Skończyłam mówić i zapadła cisza.
                       Pięknie, pewnie już mnie mają za wariatkę - pomyślałam.
                       - Di, zdajesz sobie sprawę z tego, że ta historia brzmi, lekko mówiąc, dziwnie - zaczęła Ali. O tak doskonale to wiedziałam. Idiotycznie, głupio, niedorzecznie. Każdy inny synonim byłby dobry.
                       - Tyle nam się już dziwnych rzeczy przytrafiło przez ten tydzień, co nam zaszkodzi spróbować z tym ? - spytałam.
                       - Mogę iść. Mam już dość siedzenia w tym mieszkaniu - zabrała głos Ana - Ale jak nie znajdziemy tego cholernego pamiętnika, to sama się do psychiatry wyślę.
                       - Ok - uśmiechnęłam się - A ty Ali, idziesz ?
                       - Mam inne wyjście ?
                        Pokręciłam przecząco głową. W ciągu kilku następnych minut byłyśmy już w taksówce, która wiozła nas do biblioteki.
 
 
 
********
 
 
                        
 
                         W bibliotece udało nam się ominąć bibliotekarkę i niezauważone przeszłyśmy w głąb pomieszczenia. W środku było kilkanaście rzędów półek z setkami książek. Cholera jasna, przecież mogłam się spodziewać, że nie będzie łatwo. Postanowiłyśmy się rozdzielić.
                         Przechadzałam się korytarzami i mijałam działy z kryminałami, baśniami i wierszami. Zatrzymałam się na chwilę.
                          Pamiętników to ja tu raczej nie znajdę - pomyślałam - Może w archiwum.
                        Skierowałam się do najciemniejszej części biblioteki i zeszłam schodami w dół. Na miejscu zastałam kraty, które były zamknięte na kłódkę. Zastanowiłam się przez chwilę, po czym wyciągnęłam dłoń i chwyciłam kłódkę. Skoncentrowałam się na trzymanej przeze mnie rzeczy i w pewnej chwili usłyszałam cichy dźwięk przeskakujących trybików. Kłódka się otworzyła i spokojnie mogłam wejść do środka. Rozejrzałam się czy nie ma kamer w pobliżu. Była jedna, którą udało mi się przekręcić w przeciwną stronę. Pierwszy raz byłam wdzięczna losowi za tą dziwną umiejętność. Wśliznęłam się do środka. Archiwum było małym pokojem, w którym znajdowały się bardzo stare książki i zwoje, tak tak zwoje. Szybko odszukałam dział z pamiętnikami i notesami. Rozpoczęłam poszukiwania. Po kilku chwilach znalazłam pamiętnik, który szczególnie przyciągnął moją uwagę. Na pierwszej stronie miał wykaligrafowane imię i nazwisko właścicielki.
                       - Margareth Elisabeth White - przeczytałam z zaskoczeniem. Moja praprababka się tak nazywała. Zza okładki wystawał kawałek papieru, wysunęłam go lekko. Było to zdjęcie mojej babki. Zamarłam. Bez wahania wrzuciłam pamiętnik do torby i wybiegłam z archiwum. Zatrzasnęłam kłódkę i pobiegłam szukać dziewczyn. Wciąż trzymałam zdjęcie, na które ciągle spoglądałam, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Złożyłam je na pół i wepchnęłam do jednej z kieszeni moich jeansów. Po kilku minutach odnalazłam moje przyjaciółki.
                      - No nareszcie - zawołałam - Wychodzimy.
                      - Już ? Znalazłaś ? - Ali ściszyła głos.
                      Przytaknęłam. Ana wyciągnęła jakąś książkę.
                      - A po co to ? - spytałam.
                      - Żeby podejrzeń nie wzbudzać - odpowiedziała.
                      - Chodźmy już - ponagliła Ali.
                      Po opuszczeniu budynku zaczęłam opowiadać dziewczynom o moim znalezisku oraz pokazałam im zdjęcie. Dziewczyny wpatrywały się w fotografię przez jakiś czas, ale nic nie mówiły.
                      - No cóż, tyle dziwnych sytuacji miało już miejsce, że nie powinno mnie już nic zdziwić, to zdjęcie jednak jest dziwne. - Ana obejrzała zdjęcie z każdej strony.
                     - I co z tym robimy ? - spytała Ali.
                     - Poczytamy pamiętnik i może się czegoś dowiemy - zaproponowałam.
                     - A twoja rodzina nic nie mówiła o twojej babce ?
                     - Wiem tylko tyle, że zaginęła gdy miała dwadzieścia jeden lat. Nigdy jej nie odnaleziono, więc przyjęto że nie żyje. Jej lipny grób jest na naszym cmentarzu. Nikt mi o niej nic więcej nie mówił, to taka mroczna historia rodziny White, o której wolą milczeć.
                     - Nieźle, aż już jestem ciekawa co może być w tym pamiętniku - uśmiechnęła się Ana.
                     - Tak, ja też...
 
 
 
 
 
 
 
 
Kolejny rozdział już jest. Troszkę się dzieje a w przyszłości będzie działo się jeszcze więcej. Wiem, że rozdział jest krótki, ale nie chciałem w nim zawierać za dużej ilości informacji i dlatego zostawiam Was w momencie, w którym jest dużo pytań. Powiem Wam, że postać praprababki Diany jest mega, uwielbiam ją i już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału, ale to będzie niespodzianka, więc teraz nic Wam nie powiem. Mogę jedynie zdradzić, że będzie się kręcić koło roku 1914 oraz dotyczyć będzie wydarzenia z 1912 roku. Jestem ciekaw kto z Was zgadnie.
 
Liczę na Wasze komentarze. Dajcie znak, że czytacie moje wypociny. To naprawdę zachęca do dalszej pracy.
 
Kolejny rozdział 29/30 marca.
 
 
 

 
 
 

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 2





Home, sweet home.

 






                Nareszcie nadszedł długo wyczekiwany przeze mnie dzień. Po tygodniu spędzonym w niewygodnym, szpitalnym łóżku miałam wrócić do domu. Ali i Ana wyszły wczoraj, więc zostałam ja z Davidem i chłopakiem o imieniu Jamie. Nie mogłam się już doczekać, aż moja mama wróci z pracy i przyjedzie po mnie.
               - Cieszysz się że wychodzisz ? - spytał David, którego dziwnym trafem zdążyłam polubić.
               Siedzieliśmy na wolnym łóżku i oglądaliśmy poranne wiadomości, w których mówili o odbudowie zniszczonych budynków. Śmieszne, ale po tych wszystkich przejściach całkowicie zapomniałam o asteroidach a w końcu to przez nie się tutaj znalazłam.
               - Pewnie, że się cieszę - posłałam Davidowi szeroki uśmiech - będę mogła ubrać coś co będzie mnie bardziej zakrywać - spojrzałam na starą i poprzecieraną w paru miejscach szpitalną koszulę, która była zdecydowanie za krótka.
               - Mi tam nie przeszkadza - rozległ się głos za moimi plecami.
               Odwróciłam się.
               - Jamie, jednak wstałeś. Byłam pewna, że nie żyjesz - wycedziłam.
               - Byłoby mnie szkoda - odpowiedział i usiadł za mną i oparł się o moje plecy.
               - No właśnie chyba nie bardzo - wstałam i podeszłam do okna.
               Dzień był przepiękny. Słońce świeciło a na błękitnym niebie nie było ani jednej chmurki. Ludzie zaczęli powoli wracać do codziennych czynności. Asteroidy uszkodziły linie elektryczne, przez co cały Nowy York na kilka dni pogrążył się w ciemnościach. Miasto, które nigdy nie śpi, zasnęło. Dziwnie się czułam z tym, że przeżyłam bliskie spotkanie z asteroidą, podczas gdy inni nie mieli tyle szczęścia.
               Już nigdy nie spojrzę na niebo tak samo - pomyślałam.
               - Stałem na placu, gdy to się zaczęło, a potem fala uderzeniowa porwała mnie i wrzuciła do zejścia do metra. Spadłem kilkanaście schodów w dół - wzdrygnął się David, który szybko znalazł się koło mnie.
               - Mnie fala rzuciła o jakiś budynek. Wybiłem plecami szybę, bolało jak cholera. Widziałem jak odłamki chodnika spadają na ludzi i  miażdżąc różne części ich ciał, a potem ktoś mnie wciągnął  - wtrącił Jamie i również stanął przy mnie.
                Odwróciłam się do niego i spojrzałam mu w oczy. W końcu powiedział coś innego, niż te jego głupie teksty i nie zgrywał już takiego pewnego siebie. Uśmiechnął się.
                - Teraz będziemy mieć moment ? - wypalił unosząc brew do góry.
                - Idź się miziać z poduszką - wypaliłam i spojrzałam przez okno. Chłopak się zaśmiał.
                - A jak było z tobą ? - spytał David.
                Miałam cichą nadzieję, że takie pytanie nie padnie. Naprawdę nie chciałam o tym rozmawiać. Ciągle pamiętałam tę noc, bez przerwy odtwarzałam to w myślach i nie mogłam przestać.
                - Byłam z Ali, tą blondynką - wyjaśniłam - usiadłyśmy nad brzegiem jeziora w Central Parku.
                - Tam była impreza - wtrącił Jamie.
                - Wiem moja mama ją organizowała - pochwaliłam się. Jamie westchnął a David spojrzał na mnie.
                - Jesteś córką Grace White ? - wypalił.
                - Znasz ją ? - spytałam. Głupie pytanie. Moja matka była rozpoznawalna nawet przez osoby, które nie śledziły modowych nowinek dzień w dzień.
                - No fajnie, cieszymy się wszyscy, ale możesz powiedzieć nam co było dalej - przypomniał mi Jamie.
                - Tak, emm, leżałyśmy na ziemi i wtedy zauważyłyśmy pierwszą asteroidę, zdążyłyśmy się schować - przypomniałam sobie, jak cieszyłyśmy się, że nic nam się nie stało, nie wiedząc co nas czeka - Postanowiłyśmy uciec, ale spadła kolejna i dalej nic już nie pamiętam - nie chciałam wdawać się w dalsze szczegóły, po co one komuś.
                 - Diana - usłyszałam zbawienny głos mojej mamy.
                 - Godzina zwierzeń minęła - uśmiechnęłam się - David możesz ? - wyciągnęłam rękę do przodu. Chłopak szybko zrozumiał o co mi chodzi i podtrzymywał mnie za łokieć i pomógł mi się odwrócić. Zagipsowana, pod samo kolano noga, pomimo tego że już nie bolała, bardzo utrudniała mi poruszanie a z powodu braku kuli musiałam liczyć na pomoc Davida.
                 Moja mama w końcu wyglądała jak ona. Ubrana w czarną garsonkę od Chanel, z ułożonymi włosami i umalowana sprawiła, że już poczułam się jakbym była w domu. Doczłapałam się do mamy i objęłam ją. Trzymała w ręce torbę z ubraniami i jakieś ciasto w plastikowym pudełku.
                  - Idź się przebrać a ja załatwię formalności i wracamy do domu - pocałowała mnie w czoło.
                  Pora zdjąć tą szmatę - pomyślałam. David zdawał się czytać mi w myślach, gdyż zaczął prowadzić mnie do łazienki. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka. Wyciągnęłam z torby piękną Małą Czarną, była nieco pomięta, ale nie obchodziło mnie nic poza powrotem do domu. Wybiegłabym stąd nawet nago, gdybym tylko musiała.
                 - Mam wyjść ? -spytał David, gdy zaczęłam rozpinać koszulę - Nie będzie ci niezręcznie ?
                 - Przestań, nie czuję się niezręcznie. Wiem że grasz w nie mojej lidze - posłałam mu ciepły uśmiech. Chłopak zrobił się czerwony. Zaśmiałam się, ale szybko przestałam. Musiało to wyglądać tak jakbym zrobiła to specjalnie a nie chciałam być dla niego niemiła.
                 - Skąd wiesz ?
                 - Taki dar.
                 Ktoś zapukał do drzwi i po chwili do środka zajrzała moja mama.
                 - Gotowa ?
                 - Jak nigdy - poprawiłam włosy i po raz ostatni spojrzałam w lustro. Odwróciłam się do Davida - Masz mój numer, więc jak coś to zadzwoń - przytuliłam go mocno i pocałowałam w policzek.
               


********



                 Nareszcie w domu - przebiegło mi przez myśl, gdy tylko otworzyłam drzwi do mieszkania. Od razu pokuśtykałam do swojego pokoju. Ana leżała na fotelu, ale szybko odwróciła głowę w moją stronę. Jej walizki leżały obok. Przypomniałam sobie, że zgodziłam się aby zamieszkała u nas przez jakiś czas. No nic, jakoś musiałyśmy się pomieścić. Spojrzałam na okno, które było zasłonięte zasłoną.
                 - Od jakiegoś czasu nocne niebo mnie przeraża  - wyjaśniła.
                 - Tak, możemy już tak zostawić - odpowiedziałam. Sama chciałam zasłonić to cholerne okno. Cieszyłam się że Ana mnie uprzedziła.
                  Skierowałam się do szafy. Zajrzałam do środka. Zero brzydkich i starych koszul. W kącie znalazłam biały i zwinięty materiał. Schyliłam się i go podniosłam. Była to sukienka w którą byłam ubrana tego pamiętnego dnia.
                  - Nie wygląda najlepiej - powiedziałam.
                  Sukienka w kilku miejscach była przedarta i zabarwiona na zielono. Nie wyglądała jak dzieło domu mody Chanel, przypominała raczej ubranie, które dziwnym trafem znalazło się pod kosiarką. Plusem było to, że nie znalazłam na niej żadnej kropli krwi, no i metka wciąż trzymała się materiału.
                  - Wybacz, leżała na fotelu a ja nie wiedziałam co z nią zrobić, więc wrzuciłam ją tam - usprawiedliwiała się moja współlokatorka.
                  - Nie ma sprawy, coś się z nią wykombinuje. Nie wywalę Chanel do śmieci - uśmiechnęłam się.
                  - Można ją pociąć i przerobić na podkoszulek - zaproponowała.
                  - Pomyślimy później, na razie idę się wykąpać - rzekłam podnosząc się z ziemi.




********
 
 
 
                Podczas gdy wanna powoli wypełniała się wodą, ja zaczęłam zmywać swój makijaż. Spojrzałam w lustro i wacikiem do demakijażu przetarłam oko. Dokładnie przyjrzałam się swojemu odbiciu. Byłam karykaturą samej siebie. Połowa mojej twarzy na której wciąż znajdował się makijaż wyglądała normalnie, drugą połowę zdobił siniec pod okiem i czerwony rumieniec. Przyznam, że ten widok trochę mnie rozśmieszył, jednocześnie wiedziałam że nie ma w tym nic zabawnego. Wyglądałam jak strach na wróble ubrany w Chanel, szkoda że Ali tu nie było.
               Odwróciłam się i podeszłam do wanny, która była już pełna wody. Zakręciłam kran i bez wahania zrzuciłam z siebie sukienkę. Weszłam do wanny, przewieszając zagipsowaną nogę tak aby się nie zamoczyła.
                - Cholercia, nie wzięłam ręcznika - powiedziałam do siebie - będę musiała zawołać Anę.
                No masz, żelu też nie zabrałam - dodałam w myślach i wywróciłam oczyma. Rozejrzałam się dookoła. Dzięki Bogu, że stał na półce przy wannie.
                - Dosięgnę - stwierdziłam i wyciągnęłam przed siebie rękę  - już prawie, jeszcze chwileczka - zwisająca z brzegu wanny noga skutecznie uniemożliwiała mi jakiekolwiek manewrowanie, a brakowało mi tylko kilku centymetrów. Zamknęłam oczy i wyciągnęłam rękę troszkę bardziej  i  wtedy buteleczka z żelem sama przysunęła się do mojej dłoni. Upuściłam żel, który z pluskiem wpadł do wody - Co to do cholery było - spytałam samą siebie. Chciałam krzyknąć po mamę i Anę, ale szybko ochłonęłam. Pewnie mi się wydawało, niestety wpadłam na pomysł aby sprawdzić czy moje przypuszczenia są prawdziwe. Czasem jak się na coś uprę to muszę to zrobić. Wyciągnęłam więc rękę przed siebie i skoncentrowałam całą swoją uwagę na szamponie do włosów i to na nim skupiłam swoją uwagę. Obserwowałam co się wydarzy. Buteleczka lekko drgnęła po czym uniosła się nad półkę i przefrunęła prosto do mojej dłoni.  O mało nie dostałam zawału, tego było już za wiele.
                  - Ana ! - krzyknęłam. Dziewczyna zjawiła się w łazience po kilku sekundach.
                  - Co jest ? - spytała wyciągając łyżeczkę z ust.
                  - Dzwoń po Ali. Teraz, szybko ! - ponagliłam ją. Ana patrzyła na mnie przez chwilę, po czym uniosła ramiona i poszła po telefon. Nie musiałam długo czekać. Moja przyjaciółka zjawiła się w mojej łazience w ciągu kilku minut.
                  - Co się stało ? - spytała zmartwionym głosem.
                  - Patrzcie - wyciągnęłam rękę w kierunku dziewczyn i machnęłam dłonią. Miska z płatkami, którą jeszcze przed chwilą trzymała Ana, roztrzaskała się o ścianę a jej kawałki rozsypały się po podłodze. Ali w osłupieniu przeniosła wzrok ze mnie na resztki płatków, leżące na podłodze, podczas gdy Ana w pośpiechu zamknęła drzwi na klucz.
                  - Co to było ? - Ali przerwała niezręczną ciszę. Zdążyłam tylko wzruszyć ramionami, ponieważ sama nie wiedziałam co się właśnie stało. Ana wyciągnęła z szafki jeden ze znajdujących się tam ręczników i rzuciła mi go.
                   - Wyłaź to wtedy pogadamy. Nie będę patrzeć na ciebie, zwłaszcza gdy piana zaczyna znikać, odsłaniając za dużo. - powiedziała.
                    Serio ? W takiej chwili ma chęć na docinki ? - pomyślałam.
                    - Odwróćcie się - poprosiłam. Po chwili, owinięta w ręcznik, stałam już koło nich - Co robimy ? - spytałam.
                    - Wszystko w porządku - wypaliła Ali. Ana spojrzała na mnie i postukała palcem w skroń. Uśmiechnęłam się.
                    - Wiemy, że jest w porządku - zapewniłam ją.
                    - Nie, twoja mama pytała czy wszystko jest Ok - odpowiedziała Alison.
                    - Nie nic takiego nie mówiła.
                    - Pięknie, jeszcze nam blondyna zgłupiała - Ana przyłożyła Ali dłoń do czoła - No w sumie nie dziwne, mogłyśmy się spodziewać, że prędzej czy później do tego dojdzie.
                    Rozległo się pukanie do drzwi i usłyszałyśmy głos mojej mamy.
                    - Wszystko z wami OK ?
                    - Teraz mówi " Ciekawe co one tam robią. Mam nadzieję, że nic im się nie stało " - wyszeptała moja blond przyjaciółka. Pokręciłam przecząco głową. Ja nic nie słyszałam, wątpiłam też, że Ana słyszała cokolwiek, więc skąd Ali to wie ?
                   - Niech pani pomyśli o jakiejś liczbie od jednego do miliona - poprosiła Ana.
                   - Po co ? - usłyszałyśmy w odpowiedzi.
                   - To taka gra, chcemy zobaczyć czy zgadniemy - nawet nie chciałam wiedzieć co sobie teraz o mnie myśli moja matka. Sama wiedziałam jak te słowa brzmią.
                  - Dobrze, już.
                  Ana szturchnęła łokciem Ali. Moja znajoma zrozumiała aluzję.
                  - Trójkąt - wystrzeliła. Zapanowała cisza. Wszystkie czekałyśmy na reakcję mojej mamy.
                  - Tak zgadza się. Zielony trójkąt - odpowiedziała. Ostatnie dwa słowa równocześnie z nią wypowiedziała bezgłośnie Ali po czym się uśmiechnęła.
                  - Zwariowałyście, obydwie powariowałyście - wyszeptała Ana - Co wy czarownice jesteście ?
                   Milczałyśmy przez chwilę. Nadal nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Zaczęłam się śmiać a po chwili dołączyła do mnie Ali. Ana również się poddała. Być może było to spowodowane stresem ostatnich wydarzeń i dzisiejszego wieczoru.
 
 

 

 
 
********
 
 
 
 
                - To nie jest zabawne - uspokoiła się Ana, gdy przeszłyśmy do mojego pokoju. - Ty rzucasz przedmiotami po całym pokoju, a ty czytasz ludziom w myślach.
                - Uspokójmy się wszystkie, to może coś wymyślimy - zaproponowałam.
                - Co tu jest do myślenia. Ty jesteś porąbana, ja jestem porąbana a Ana jest normalna - Ali prawie to wykrzyczała.
                - No właśnie tylko czemu - zastanowiłam się - Ana nie czujesz się dziwnie ?
                - Czuję się bardzo normalnie - zapewniła mnie modelka.
                - Usiądź tu - posadziłam Anę na krześle tyłem do lustra - skoncentruj się i spróbuj coś zrobić.
                - Ale co ? - spytała.
                - Coś. Ty się koncentruj a my będziemy cię obserwować.
                Ana wywróciła oczyma, po czym je zamknęła. Obserwowałam cały pokój dookoła. Ali robiła to samo. Nic się nie działo i już traciłam nadzieję że cokolwiek się wydarzy. Spojrzałam na Anę. Jej włosy z ciemnego brązu, nagle zmieniły się w jasny, wręcz biały blond. Rysy jej twarzy również były inne.
               Ana otworzyła oczy. Stanęłam jak wryta, Ali również zaniemówiła.
               - I co, stało się coś ? Nie słyszałam wybuchów  - zażartowała Ana, ale jej głos brzmiał inaczej. Chwyciłam ją za ramiona i obróciłam w stronę lustra, aby mogła się przejrzeć. Obok niej stanęła Alison. Dziewczyny były identyczne, miały nawet to samo ubranie.
               - O cholera, wyglądam jak ty - Ana dotknęła swoich włosów - Ja nie chcę. Jak to odkręcić ?
 
 
 
********
 
 


 
Rozdział nareszcie się pojawił. Wiem że miał być tydzień temu, ale nie miałem czasu na jego dodanie. Rozdział jaki jest, taki jest. Nie jestem z niego specjalnie zadowolony. Wszystko przez to, że chciałem zawrzeć w nim to co zawarłem. Być może się pośpieszyłem wyjawiając, że dziewczyny mają moce a opowiadanie będzie z tych fantastycznych. Przykro mi również rozwiewać domysły wielu osób, które twierdziły, że Diana będzie z Davidem. No niestety, ale nie.
Zdaję sobie również sprawę z tego że w rozdziale jest sporo błędów, wiem że przecinki mi pouciekały, popoprawiam to w najbliższy weekend.
 
Kolejny rozdział 15/16 marca.
 
 
Proszę o komentarze :)
 
 
 


środa, 12 lutego 2014

Rozdział 1

 
 
 

 

Did I die or not ?

 
 
 
 
 
 
 
            Obudziło mnie jasne i ostre światło. Pierwsze co zobaczyłam były białe ściany i równie biały sufit. Niemal od razu nade mną zawisły dwie głowy. Mój wzrok zaczął powracać do normy.
            - Dziecko - usłyszałam znajomy głos i po chwili poczułam, że ktoś delikatnie ściska moją dłoń - tak się cieszę, że się obudziłaś - odwróciłam głowę w kierunku wypowiadanych słów. Obok mnie siedziała pani Connor.
            - Gdzie ja jestem ? - spytałam.
            - W szpitalu, ale spokojnie już jest wszystko dobrze, twoja mama powinna zaraz wrócić - pani C. posłała mi ciepły uśmiech. Dopiero wtedy zauważyłam, że matka Alison była nieumalowana oraz bardzo blada, a ciemne sińce pod oczami świadczyły o nieprzespanej nocy. Kobieta była ubrana w biały wełniany sweter, a włosy miała upięte w nieładnego koka.
            - Nie jest w pracy ? Zawsze o tej porze pracuje - odpowiedziałam.
            - Wzięła sobie wolne i cały czas tutaj siedzi, właściwie obie tutaj siedzimy na zmianę.
            - Gdzie jest Ali ?
            - Obok na łóżku, ale teraz śpi - oznajmiła pani C. i wstała z krzesła - Pójdę przeprostować nogi i zadzwonię do twojej mamy. Przynieść ci coś z bufetu ?
            - Wodę. Zwykłą, niegazowaną, poproszę - zmusiłam się do lekkiego uśmiechu.
            - Dobrze a ty odpoczywaj - pani Connor wyszła z sali.
            Uniosłam głowę i rozejrzałam się po pomieszczeniu. W sali znajdowało się jeszcze kilka osób. Odwróciłam się w kierunku kotary, która otaczała jedno z łóżek.
            - Diana ? - usłyszałam kolejny znajomy głos.
            - Ana ? Co ty tutaj robisz ?
            - A co mam robić w szpitalu, jeść pizzę ? - zadrwiła. Usłyszałam skrzypienie starych sprężyn i huk przewracanego krzesła.
            - Cholera, kto to tu postawił - zaklęła.
            - Co ty wyprawiasz ?
            - Idę do ciebie, nie będę przecież krzyczeć na całą salę.
            Niewiele myśląc oparłam się na łokciach i podniosłam trochę wyżej. Gdy już to zrobiłam, Ana siedziała przy mnie na krześle.
            - Ana, co się stało ? Nic nie pamiętam od czasu gdy poszłyśmy z Ali nad jezioro.
            - Hmmm, starsi ci nie powiedzą, ale ja tak. W dużym skrócie. Była impreza, kilka minut po tym jak poszłyście nad jezioro, przyszła do mnie twoja mama i poprosiła abym was znalazła. Myślała że wiem, gdzie poszłyście a do was nie można się było dodzwonić. Głupia się zgodziłam i tak znalazłam się w lesie. Spadła asteroida a zaraz potem kolejna. Fala uderzeniowa powaliła mnie na ziemie. Tyle wiem. Obudziłam się tu, trzy dni po wydarzeniu z Central Parku.
            - Jak długo byłam nieprzytomna ?
            - Pięć dni. Faszerowali cię jakimiś lekami, bo gadałaś przez sen i dali ci coś na uspokojenie.
 
 
 ********
 
 
             Zaraz po skończonej rozmowie z Aną, której nastawienie do mnie zmieniło się całkowicie pewnie w wyniku szoku, do sali w której leżałam wbiegła moja mama. Wyglądała okropnie, nie przypominała światowej sławy stylistki. Była ubrana w stare i wytarte jeansy, wymiętą, białą koszulę a na nogach miała czarne botki na płaskim obcasie. Telefon od pani C musiał ją obudzić, gdyż nierozczesane włosy upięła w ledwo trzymający się kok, a brak makijażu pokazywał jej bladą cerę - znak rozpoznawczy rodziny White, czasem się zastanawiałam czy to właśnie nie z tego powody mamy takie nazwisko - oraz cienie pod oczami. Przytuliła mnie delikatnie, wtulając głowę w jej ramiona poczułam zapach kawy. Chciałam wrócić do domu.
             - Jak się czujesz ? - spytała cicho.
             - Nie najgorzej, trochę chce mi się spać i noga zaczyna mnie boleć.
             - To normalne kochanie, cieszę się że skończyło się na lekkim urazie głowy i złamanej nodze.
             - Świetnie, a co z Ali ? - chciałam w końcu dowiedzieć się dlaczego nadal jest w szpitalu.
             - Miała operację, coś jej się stało w głowę. Teraz jest z nią bardzo dobrze, ma świetne wyniki i prawdopodobnie jutro wróci do domu - moja mam uśmiechnęła się i pogłaskała mnie po głowie.
             Po prosu bosko, ja miałam tylko złamaną nogę a moja przyjaciółka wylądowała na stole operacyjnym. Z czego tu się cieszyć - pomyślałam.
             - A Ana, co jej się stało ? -powiedziałam cicho, patrząc na dziewczynę, która oglądała teleturniej.
             - U niej skończyło się na brzydkiej bliźnie na plecach, nie wiem czemu ją ma - mama spojrzała na Anę - Szkoda mi jej, nie ma teraz nikogo, bo jej rodzice są za granicą i nie mogą wrócić. Dziewczyna nie ma gdzie się podziać.
            - Może zatrzymać się u nas - wypaliłam bez zastanowienia. Wiedziałam że będę żałować tych słów.
            - Też o tym myślałam, w końcu gdybym jej po was nie wysyłała to nie było by jej tu, ale chciałam znać twoją opinię - uśmiechnęła się ponownie - Porozmawiam z nią o tym.
             W pewnym momencie zrobiło mi się zimno, więc położyłam się i okryłam kołdrą.
            - Diana, strasznie zbladłaś.
            - Jakoś mi tak słabo - momentalnie pociemniało mi przed oczyma a moja ręka bezwładnie opadła.
            - Diana - poczułam jak mama chwyciła mnie mocno za rękę - Kochanie ?
            - Co jest ? - usłyszałam przerażony głos Ali.
            - Nie wiem, zemdlała - łamiącym głosem odpowiedziała moja mama.
            - Lekarza, zawołajcie lekarza ! - rozległ się krzyk Any, która również stała przy moim łóżku.
            W mgnieniu oka wokół mojego łóżka znalazło się kilku lekarzy. Zapanował chaos. Słyszałam krzyki Alison i płacz mojej mamy oraz dźwięk wydawany przez włączone aparatury. Poczułam ucisk na klatce piersiowej a później potworny ból.
            Wtedy zdarzyło się coś dziwnego, ogarnęło mnie uczucie jakbym się unosiła, hałas ustał a ból w klatce piersiowej i nodze znikł.
            Otworzyłam oczy.
 
 
 
********
 
 
 

            Stałam przed łóżkiem. Z przerażeniem widziałam całą krzątaninę, ale nie to było najgorsze. Spojrzałam na osobę leżącą w łóżku, dziewczyna miała czarne włosy, bladą prawie białą cerę i sine usta. To byłam ja. Zauważyłam zbliżającą się w pośpiechu pielęgniarkę, ciągnącą defibrylator. Chciałam się odsunąć na bok, ale nie zdążyłam. Kobieta i urządzenie przeszły przeze mnie, jakbym w ogóle tam nie stała. Poczułam lekki, ale przyjemny dreszcz.
            - Co jest ? - spytałam samą siebie. Nie oczekiwałam odpowiedzi ale...
            - Nie przejmuj się, zaraz będzie po wszystkim - zamarłam.
            Szybko odwróciłam się w kierunku głosu. Przy oknie stała postać otoczona jasnym światłem. Z początku nie mogłam jej rozpoznać, ale z każdym krokiem w tamtą stronę jej kształty stawały się coraz wyraźniejsze.
            - Babciu ? - zawołałam z niedowierzaniem.
            - Witaj słonko - uśmiechnęła się - Ileż to już czasu minęło, odkąd widziałyśmy się po raz ostatni. Wyrosłaś na piękną kobietę, ale czy ta twoja matka cię nie karmi ? Jesteś bardzo chuda.
            - Oj babciu przestań, jem tyle ile muszę - w obecności babci poczułam się spokojnie i bezpiecznie. Pomyślałam że mogłabym tu zostać na zawsze. Po chwili jednak coś do mnie dotarło. - Babciu, ale przecież ty nie żyjesz. To jest sen ? - spytałam.
            - Niestety nie, ty w tej chwili też nie żyjesz - to było jak uderzenie o ziemię.
            - Ale jak to, wszystko przecież było dobrze - powiedziałam ze łzami w oczach.
            - Posłuchaj mnie kochanie. To jeszcze nie jest twój czas, za niedługo wrócisz do matki.
            - A czy nie jest już za późno ?
            - Tutaj czas biegnie inaczej niż w świecie żywych. Poza tym jesteś wyjątkową osobą - moja babcia rozejrzała się po sali - wy wszyscy jesteście. A teraz już idź.
            W mgnieniu oka znów stałam przed łóżkiem. Widziałam jak lekarz zapisuje coś w mojej karcie pacjenta. Wszystkie sprzęty, do których byłam podpięta, zostały wyłączone. Moja matka płacząc, przytulała czerwoną Ali a Ana siedziała obok z obojętną miną.
            - No idź już i pamiętaj, że zawsze będę przy tobie.
            - Zawsze wiem że jesteś - odpowiedziałam i po raz ostatni przytuliłam moją babcię.
            Zamknęłam oczy, poczułam jak jakaś siła ciągnie mnie w dół i znów ogarnęło mnie uczucie ciepła. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam oczy. Z początku wszystko było rozmazane, ale po chwili mogłam wyraźnie widzieć. Twarze wszystkich były zwrócone w moją stronę, przez co było mi trochę niezręcznie.
             - O cholera jasna - usłyszałam głos Ali. Odwróciłam głowę w jej stronę i już byłam przygotowana na potworny ból, jednak tym razem nic nie poczułam. Co więcej nie bolało mnie już nic, ani noga, ani klatka piersiowa.
             - Chyba muszę się napić czegoś mocniejszego - zawołała oszołomiona Ana.
             - Mój Boże - drżącymi dłońmi chwyciła mnie ze ręka mama - Co się teraz stało ? Byłaś martwa - spojrzała na lekarzy - Jak to możliwe ? - spytała ich. W odpowiedzi dostała tylko wzruszanie ramionami.
             - Jak się czujesz ? - zwróciła się do mnie jedna z pielęgniarek.
             - Dobrze, dziwnie ale dobrze - odparłam uśmiechając się lekko.
             Pielęgniarka szybko zmierzyła mi ciśnienie, temperaturę i osłuchała bicia mojego serca.
             - Wszystko jest w porządku, ale musimy zrobić kilka dodatkowych badań - zwróciła się do mojej mam - Zabierzemy pani córkę na tomografię. To potrwa tylko 45 minut. Proszę w tym czasie coś zjeść, dużo pani dziś przeszła.
             - Tak, już ja coś wypiję - wyszeptała Ali do Any. Obrzuciłam je spojrzeniem. Kiedy one zdążyły się polubić. Na imprezie nie zapowiadało się na przyjaźń między naszą trójką.
               W sali pojawiło się kilku pielęgniarzy, którzy zaczęli wyprowadzać moje łóżko na korytarz.
             - Mamo - pociągnęłam ją za koszulę zmuszając do pochylenia się - Nie zapomnij o Anie - wyszeptałam.
             - Obiecuję, że nie  - dotknęła mnie w policzek.
             - Już wszystko będzie dobrze - zapewniłam i zostałam wywieziona z sali.
 
 
********
 
 
             Przespałam spokojnie całą noc, no może kilka razy się obudziłam, ale to u mnie normalne. Pielęgniarka, która robiła mi badania monitorowała mnie przez cały czas. Moja mama też była blisko, czasem tylko wychodziła na korytarz, aby dowiedzieć się co w pracy. Ali i Ana stały przy oknie i o czymś rozmawiały. To był naprawdę dziwny widok, widzieć je razem tak blisko siebie. Ich pobyt w szpitalu został przedłużony, gdyż po moim incydencie, również i im zrobiono badania.
             - Obudziłaś się - rozległ się nieznany, męski głos. Odwróciłam się w jego kierunku.
             - A ty to kto ? - spytałam - I czemu się na mnie gapisz ?
             - Jestem David Parks - przedstawił się. - Obiecałem cię pilnować podczas nieobecności pielęgniarki. A z tamtym chłopakiem nie wytrzymam.
              - Słyszałem to głupku - usłyszałam kolejny męski głos.
              Spojrzałam na chłopaka, który leżał na łóżku naprzeciwko. Był całkiem przystojny. Jego oczy spotkały się z moimi.
              - Co jest cukiereczku ? Jak chcesz się napatrzeć to możesz tu przyjść, mam tu dużo miejsca.
               Wywróciłam oczyma.
              - Nie to nie, twoja strata - powiedział.
              W tym samym momencie do sali weszła moja mama z jednym z lekarzy. Usiadła na krześle i spojrzała na uśmiechniętego Davida. Chwyciła mnie za dłoń.
              - Mamy już twoje wyniki - oznajmił lekarz - Wszystko jest w porządku. Nie wykryto żadnego urazu, poprzedni obrzęk również znikł, nie wiemy jak mogło do tego dojść, ale najważniejsze jest to że już nic ci nie zagraża. Zostawimy cię co prawda na obserwacji, ale sądzę że jeszcze w tym tygodniu wrócisz do domu - rzekł.
              - Dziękuję - powiedziałam z ulgą.
              - Czyli wychodzi na to, że zostajesz to ze mną - uśmiechnął się David, ale to zignorowałam.
              - A co z Ali i Aną ? - spytałam milczącą mamę.
              - Dziś wracają ze mną do domu - dostałam w odpowiedzi.
              Świetnie - pomyślałam - wygląda na to, że zostanę tu sama z tymi chłopakami. Perspektywa tego nie za bardzo przypadła mi do gustu.
           
            ______________________
 
 
 
 
Rozdział dodany kilka dni wcześniej niż planowałem.
Jestem zadowolony i zdziwiony zarazem, że mój pomysł z asteroidami przypadł Wam do gustu. Dziękuję za miłe komentarze i słowa wsparcia.
 
W rozdziale jak widzicie jest dużo dialogów, nie wiem czy tak wam odpowiada czy wolicie więcej opisów.
Troszkę się dzieje i zaczynam męczyć dziewczyny i resztę bohaterów.
 
Kolejny rozdział będzie 21/22 lutego, nie wcześniej ze względu na kończące się ferie. Muszę znów wpaść w szkolny rytm.
 
Pozdrawiam i liczę na komentarze.
           
 
 
 
 


wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 0

 
 
 

Falling Stars.

 
Można słuchać w tle - (klik)
 
 
 
 
 
         Usiadłam na łóżku i z torby wyciągnęłam książki i zeszyty, aby pouczyć się trochę. Włączyłam muzykę i otworzyłam podręcznik do biologii - jedynego przedmiotu, który był w pełny przeze mnie rozumiany i lubiany. Właśnie zaczęliśmy omawiać genetykę, więc zaczęłam czytać: " Mutacje to nagłe zmiany materiału genetycznego i są spowodowane nieprawidłowościami podczas replikacji oraz wpływami czynników mutagennych takich jak związki chemiczne czy wysokie promieniowanie". Zdążyłam przeczytać tylko to, nim zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mojej najlepszej przyjaciółki Alison, która mieszkała kilka pięter niżej. Znałyśmy się odkąd pamiętam, wszędzie byłyśmy razem, na zajęciach z baletu i w przedszkolu aż do drugiej klasy  liceum.
         Moja przyjaciółka była wysoką i szczupłą blondynką. Figurę zawdzięczała nigdy niekończącym się ćwiczeniom. Pomimo tego była również posiadaczką największych ust jakie kiedykolwiek widziałam, co przyciągało do niej wielu chłopaków, których Alison szybko się pozbywała. Ali miała specyficzny charakter, jej sposób mówienia i poruszania się nijak miał się do jej osobowości. Potrafiła zmanipulować każdego a zwłaszcza płeć przeciwną, choć niektóre dziewczyny również ulegały jej urokowi, a my umiałyśmy to wykorzystywać. 
         Sama również, nie będąc brzydką przylepą pięknej koleżanki, mogłam się pochwalić swoją figurą i długimi nogami. Łamaczką serc nie byłam, ale lubiłam wzbudzać zainteresowanie, zwłaszcza u chłopaków. Z zewnątrz byłam całkowitym przeciwieństwem Ali, moje kruczoczarne włosy ostro rysowały się na bladej cerze. Podczas gdy Ali stawiała na naturalność, ja wolałam podkreślać oczy ciemną kredką i wydłużyć rzęsy mascarą. Usta malowałam czerwoną szminką, do szkoły jednak wybierałam stonowane odcienie. Włosy zostawiałam rozpuszczone lub upięte w koka. Taki styl być może sprawiał że wyglądałam na starszą, ale tak mi pasowało.
        Tak więc z zewnątrz byłyśmy różne, ale wewnątrz czułyśmy się jak siostry, byłyśmy nierozłączne, tam gdzie byłam ja była i Ali. W trudnych chwilach zawsze się wspierałyśmy i rozumiałyśmy się bez słów. Wystarczyło że tylko spojrzałam na Alison i już wiedziałam czy mam przynieś kawę, czy lody i chusteczki. Oczywiście zdarzało nam się posprzeczać "jak to w każdym związku" - żartowała moja mama, ale zawsze każda kłótnia kończyła się u Ali albo u mnie w pokoju. Tak naprawdę moje życie wydawało się zbyt idealne.
         W szkole byłyśmy na szczycie piramidy towarzyskiej, miałyśmy zapewnione miejsce na każdej imprezie oraz przy stoliku dla wybranych, gdzie siedzieli tylko ci najbardziej popularni i wpływowi ze szkolnej społeczności. Nasze oceny również były na wysokim poziomie, więc byłyśmy przykładem że uroda i intelekt mogą iść w parze i to czyniło nas wyjątkowe w tej bezmózgiej mieszance towarzyskiej z którą przebywałyśmy na każdej przerwie.
           A i zapomniałam, jakby tego było mało, byłyśmy bogate, no dobra nie my ale nasi rodzice byli. Mogłyśmy sobie pozwalać na ubrania z najwyższej półki. Chanel, Dior, Gucci czy Prada to tylko część z mojej kolekcji. To wszystko mam zapewnione dzięki mojej mamie, Grace White, która jest jedną z najbardziej wpływowych stylistek w Nowym Yorku i całych Stanach Zjednoczonych. Jej stylizacje znajdowały się w różnych prestiżowych magazynach modowych takich jak "Harper's Bazaar", "ELLE", czy słynący jako "biblia mody" magazyn "VOGUE".
            - Di, głucha królowo, czy wciąż jesteś obecna przy telefonie ? - rozległ się aksamitny głos mojej przyjaciółki.
            - Co ? Tak, tak jestem i cały czas słyszę co do mnie mówisz - odpowiedziałam, trochę rozkojarzona przewracaniem kartek w podręczniku.
            - Wyczuwam że się uczysz, a moje książkowe trzecie oko podpowiada mi że to biologia.
            - Yhmmm, - mruknęłam - tobie też radzę.
            - Oj przestań, za parę godzin będzie impreza, trzeba się przyszykować - usłyszałam.
            - Tak, a jutro powiemy pani że się nie nauczyłyśmy, że nie nauczyłyśmy się na sprawdzian, który był zapowiadany od dwóch tygodni, bo moja mama zrobiła imprezę. Na pewno to pani zrozumie.
            - Świetny plan - zaśmiała się Ali - odłóż tę cholerną książkę i idź się szykować. Spotkamy się w Central Parku za dwie godziny.
            - Dobra - uśmiechnęłam się - pa.
            - Ej, nie słyszałam zamykającej się książki.
            - Okej - zamknęłam podręcznik - lepiej ci ?
            - Znacznie, wypełniłam przyjacielski obowiązek odrywając cię od tej książki. Zobaczysz, że w nocy będą ci się te aminokwasy śnić.
            - Oby. Do zobaczenia - rozłączyłam się i rzuciłam komórkę na łóżko. Skierowałam się do łazienki.
 
********
 
 
              " Jeszcze tylko ułożyć włosy " - pomyślałam nakładając szminkę. Odgarnęłam ręką grzywkę i upięłam znośnie wyglądający kok, na który i tak nikt nie będzie zwracać uwagi. Wszyscy będą zajęci jedzeniem, piciem i słuchaniem koncertu danego przez nieznanych artystów, wynalezionych prze moją matkę. Impreza ma również swoje drugie oblicze.
              Na przyjęciu pojawi się wiele wpływowych osób ze świata mody, dzięki czemu dla mojej mamy jest to świetna okazja do zyskania nowych klientów, lecz pojawi się tam również kilka osób, które czekają ja jedno niedociągnięcie ze strony mojej mamy, dlatego wszystko musi być perfekcyjne - łącznie zemną i Ali.
              Mama na imprezę wybrała mi jedną z sukienek z najnowszej kolekcji Chanel, białe perły i zwykłe czarne szpilki oraz pikowaną czarną torebkę, również od Chanel. Alison, natomiast, chwaliła się że dostała komplet od Prady.
             Stojąc przed lustrem stwierdziłam że wyglądam dobrze, więc mogę się pokazać publicznie. Napisałam do Ali że wychodzę i zamknęłam za sobą drzwi do mieszkania i weszłam do windy. Zjechałam kilka pięter, drzwi otworzyły się i w środku znalazła się Ali.
            - Jakoś wyglądamy, wstydu nie zrobimy - powiedziała oglądając się w błyszczącej niczym lustro ścianie windy.
            - Znając moją matkę to nie, dla niej nic nie jest dobre.
            - Weźmiemy po drinku, może po dwa i pójdziemy nad staw - uśmiechnęła się.
            - A myślisz że nam dadzą ?
            - Na imprezach, a zwłaszcza na takich, nikt o wiek nie pyta - odpowiedziała Ali w czasie gdy drzwi od windy otworzyły się po dotarciu na parter. Ubrałyśmy płaszcze i poszłyśmy do wynajętej dla nas taksówki.
 
********
 
 
              Gdy dotarłyśmy na miejsce przyjęcie rozpoczęło się na całego. Przed wejściem na obszar zamknięty musiałyśmy pokazać wejściówki. Potem powitał nas asystent mojej mamy, który zaprowadził nas prosto do niej. Moja mama stała i rozmawiała z piękną i wysoką blondynką, ubraną w krótką białą sukienkę, była to pani Connor - mama Alison.
               - Dobry wieczór - przywitałyśmy się i w odpowiedzi dostałyśmy uśmiechy. "Dobry początek" - pomyślałam.
               - Pięknie wyglądacie - powiedziała moja mama i przytuliła mnie. - Wiecie co macie robić ? - spytała kładąc swoje ręce na moich ramionach.
               - Nie wychylać się - odpowiedziałam szybko. Matka pokiwała głową, dała mi całusa w czoło i poszła kontynuować rozmowę z panią C.
               - Idziemy ? - Alison dotknęła ręką moje plecy - Gdzie bar ?
               - Widziałam go jak tu przychodziłyśmy. Poszukamy a przy okazji zobaczymy kto przyszedł - wzięłam moją przyjaciółkę za rękę i poprowadziłam w głąb bawiącego się tłumu.
               - Same wieszaki, albo nadęte opony, ze skrajności w skrajność. Chodź się z kimś zaprzyjaźnijmy.
               - Jak chcesz - uśmiechnęłam się - ale najpierw bar.
               W krótkim czasie znalazłyśmy długi stół na którym znajdowały się kieliszki i szklanki wypełnione różnego rodzaju drinkami. Zakradłyśmy się od tyłu, aby nie zostać zauważonymi przez kelnerów, jednak ci byli zajęci rozmowami i słuchaniem koncertu. Szybko znalazłyśmy i zgarnęłyśmy cztery kieliszki i poszłyśmy w kierunku gości.  
                - Ej czy to nie Ana Rivera ? - Ali wskazała palcem w kierunku olśniewającej dziewczyny w długiej, czarnej sukni. Postanowiłyśmy się z nią przywitać.
                - Cześć - zaczęła Ali. Modelka powoli odwróciła głowę i niemal natychmiast przyjęła królewski wyraz twarzy.
                - Czy ja was znam ? - spytała sucho.
                - Nie, ale zawsz... - zaczęłam ale nie pozwolono mi dokończyć.
                - Zatem nie przeszkadzajcie mi w rozmowie - Ana uśmiechnęła się sztucznie.
                - Posłuchaj no paniusiu  - odezwała się Ali, już wtedy wiedziałam że będą kłopoty - chciałyśmy tylko porozmawiać.
                - Nie jestem zainteresowana rozmową z małolatami.
                - Najwyraźniej nie wiesz kim jesteśmy. To jej matka - Ali wskazała na mnie, myślałam że zaraz stanę się czerwona - zorganizowała to przyjęcie. My ustalałyśmy listę i wysyłałyśmy zaproszenia do osób które miały tu być. Mogłam cię wykreślić kiedy tylko miałam okazję.
                - Strasznie dużo mówisz, no ale nie dziwię się. Z tak dużych ust musi wydobywać się duża ilość słów. - Ana znów się uśmiechnęła.
                - Moje usta może i są duże, ale w przeciwieństwie do ciebie są naturalne - rzekła tryumfalnie Ali. Widziałam jak ręka Any powędrowała lekko ku górze.
                - Osz ty gówni.. .
                - A i z bliska wyglądasz na grubszą - Ali przebiegła oczami po ciele modelki - Znacznie - trzymała dłonie kilka centymetrów od bioder. Uśmiechnęłam się widząc jak Ana prawie wyszła z siebie.
                - To my już może pójdziemy - odepchnęłam moją przyjaciółkę na bok, jak najdalej od rozwścieczonej Any, zanim kłótnia zeszłaby na niewłaściwe tory. - Miałyśmy się nie wychylać - szepnęłam.
                - Spokojnie, wielkie ego Any nas zasłoniło, a ktoś musiał jej nagadać - moja przyjaciółka napiła się łyka swojego drinka.
                - Dobrze ci poszło - stuknęłam swoim kieliszkiem o kieliszek Ali - Co tam że matka mnie jutro zabije.
                - Będzie zajęta czytaniem opinii na temat przyjęcia i zapomni o tej głupiej, wielkodupiej Anie - pocieszyła mnie.
                Szybko zawędrowałyśmy na koniec terenu wyznaczonego na imprezę. Po drugiej stronie rozciągał się las, obok którego znajdował się staw.
          
   ********
 
 
               Po kilku minutach wolnego marszu udało nam się znaleźć idealne miejsce, przy skraju lasu  z którego rozchodził się przepiękny widok na okolicę. Było bardzo cicho, słychać było jedynie ciche cykanie świerszczy. Spojrzałam w niebo, które rozświetlone było przez księżyc w pełni i towarzyszące mu gwiazdy. Zdjęłam swój płaszcz, rozłożyłam o na ziemi i szybko się na nim położyłam. Ali uczyniła to samo.
              Byłam tak zmęczona, pewnie przez zarwanie nocy na uczeniu się i słuchaniu gorączkowych rozmów telefonicznych mojej mamy, że mogłabym tu zasnąć.
              - Popatrz, spadająca gwiazda - Ali wskazała palcem na świetlisty punkt kreślący jasną linię na niebie. - Pomyślałaś życzenie ?
              - Nie zdążyłam.
              - Ja też nie - moja przyjaciółka uśmiechnęła się.
              - Nie chciałabym chyba nic nowego, mam wszystko czego mi potrzeba - spojrzałam na Ali.
              - O tak - stuknęłyśmy się kieliszkami i złapałyśmy się za ręce.
              Ponownie spojrzałam w niebo i znów zobaczyłam spadającą gwiazdę a po chwili kolejne dwie. Nigdy jeszcze nie widziałam aż tylu spadających gwiazd jednej nocy, no ale w sumie Nowy York to miasto które nigdy nie zasypia i jest ciągle rozświetlone, więc rzadko w ogóle widać gwiazdy. Central Park był natomiast idealny do obserwacji nocnego nieba, żałowałam że nie znałam się na gwiazdozbiorach, potrafiłam wskazać tylko Gwiazdę Polarną, Wielki Wóz i Marsa, który był małą czerwoną kropką.
              Leżałyśmy w milczeniu jeszcze jakiś czas, ciągle trzymając się za ręce i kończąc nasze drink, które już zaczęły uderzać nam do głowy powodując wesoły nastrój i lekkie ale przyjemne zawroty głowy. Tak na wszelki wypadek napisałam do mamy SMS o tym gdzie jestem.
             - Za niedługo mają być fajerwerki - oznajmiłam - Idziemy oglądać ?
             - Stąd też będzie dobry widok i mniejszy hałas.
             - No tak, ale po fajerwerkach idę do domu, bo chcę się położyć i wyspać przed jutrzejszym sprawdzianem - podniosłam się i dotarło do mnie że zepsułam bardzo przyjemną chwilę swoim gadaniem o teście.
             - Zgoda, ale jeśli Ana nie zapląta się jakimś cudem w linki i nie wyleci w powietrze to będzie bardzo źle - powiedziała Ali spoglądając w niebo na kolejną spadającą gwiazdę.
             - Trzymajmy więc kciuki - zażartowałam.
             W pewnym momencie wszystko ucichło, nie było słychać nic poza odgłosami dochodzącymi z imprezy. Nocne niebo wyraźnie pojaśniało. Odwróciłyśmy się i zobaczyłyśmy jasną, powiększającą się kulę.
             - Co to jest ? - spytała Ali wskazując palcem na płomienny obiekt.
             - Nie wiem ale raczej nie fajerwerki - chciałam zażartować, ale nie było mi do śmiechu.
             - To wygląda na... -zaczęła Ali.
             - Asteroidę - dokończyłam z przerażeniem - O cholera, to asteroida - widziałam jak nie za duże, ale mrożące krew w żyłach ciało niebieskie pędzi w kierunku ziemi.
             Głosy i muzyka dochodzące z imprezy ucichły, wszyscy spoglądali w osłupieniu jak asteroida uderza w ziemię tuż obok Statui Wolności.
              Usłyszałyśmy potworny huk i okrzyki przerażonych ludzi.
             - Na ziemię - krzyknęłam i bez wahania pociągnęłam w dół moją przyjaciółkę i przytuliłam się do niej.
             - Co jest ? - spytała łamiącym się głosem.
             - Fala uderzeniowa, ale spokojnie jesteśmy w zagłębieniu, więc nic poważnego nie powinno nam się stać. - zapewniłam próbując ją uspokoić.
             - Poważnego ? - gdy Ali wypowiadała to słowo poczułyśmy silny podmuch wiatru, który wygiął drzewa, tak że o mały włos się nie połamały. Następnie na naszą skórę spadły kropelki wody które zostały zabrane przez falę. Chwilę pozostałyśmy w bezpiecznym miejscu, po czym postanowiłyśmy wstać i uciec.
             - Żyjemy - powiedziałam z lekkim niedowierzaniem.
             - Ręce są, nogi też. Dzięki Bogu włosy też mam - Ali dotknęła się głowy.
             - Od razu wytrzeźwiałam - powiedziałam próbując rozładować stres - ale jak wrócę to znów się spiję.
             - O kurwa, asteroida, ale będzie jutro wokół tego szumu.
             - Nie mówmy o tym, lepiej wracajmy - zaproponowałam podnosząc się, następnie pomogłam wstać Ali.
             Odwróciłyśmy się i już miałyśmy wracać, gdy niebo znów się rozświetliło i jedyne co zdążyłyśmy zobaczyć to jak rozgrzana do czerwoności skała wpada do stawu niedaleko miejsca w którym się znajdowałyśmy. Tym razem jednak nie zdążyłyśmy się schować. Fala porwała nas i odrzuciła w tył na najbliższe drzewa. Poczułam potworny ból pleców i głowy od razu gdy uderzyłam o konar. Usłyszałam cichy jęk Alison, która bezwładnie opadła na ziemię. Niedługo później ja również spadłam, lecz nie na ziemię ale na moją przyjaciółkę. Jedyne co zobaczyłam przed utratą świadomości to widok kilkunastu małych asteroid zbliżających się do Nowego Yorku.
             Potem była już tylko ciemność i nie czułam nic.
 
 
 
 
 
~~~~~~~~~~~~~~~~
 
 
Rozdział 0 ( prolog ) dodany. Jestem z niego bardzo zadowolony. Jak widzicie zakończenie jest dość dziwne i raczej nikt nie zdecydowałby się na taki przebieg wydarzeń, ale jak mówią " do odważnych świat należy ". Poznaliście główne bohaterki i po części świat w jakim się obracają, mam nadzieję że Wam się spodoba to co dla Was przyszykowałem.
 
Nie dam dziewczynom spokoju, zresztą nikomu nie dam.
Wygląd bloga jest tymczasowy, nie mogłem znaleźć lepszego, za jakiś czas zamówię inny wygląd, ale do tego czasu pozostawię ten.
 
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale, który opublikuję za 10-15 dni.