środa, 12 lutego 2014

Rozdział 1

 
 
 

 

Did I die or not ?

 
 
 
 
 
 
 
            Obudziło mnie jasne i ostre światło. Pierwsze co zobaczyłam były białe ściany i równie biały sufit. Niemal od razu nade mną zawisły dwie głowy. Mój wzrok zaczął powracać do normy.
            - Dziecko - usłyszałam znajomy głos i po chwili poczułam, że ktoś delikatnie ściska moją dłoń - tak się cieszę, że się obudziłaś - odwróciłam głowę w kierunku wypowiadanych słów. Obok mnie siedziała pani Connor.
            - Gdzie ja jestem ? - spytałam.
            - W szpitalu, ale spokojnie już jest wszystko dobrze, twoja mama powinna zaraz wrócić - pani C. posłała mi ciepły uśmiech. Dopiero wtedy zauważyłam, że matka Alison była nieumalowana oraz bardzo blada, a ciemne sińce pod oczami świadczyły o nieprzespanej nocy. Kobieta była ubrana w biały wełniany sweter, a włosy miała upięte w nieładnego koka.
            - Nie jest w pracy ? Zawsze o tej porze pracuje - odpowiedziałam.
            - Wzięła sobie wolne i cały czas tutaj siedzi, właściwie obie tutaj siedzimy na zmianę.
            - Gdzie jest Ali ?
            - Obok na łóżku, ale teraz śpi - oznajmiła pani C. i wstała z krzesła - Pójdę przeprostować nogi i zadzwonię do twojej mamy. Przynieść ci coś z bufetu ?
            - Wodę. Zwykłą, niegazowaną, poproszę - zmusiłam się do lekkiego uśmiechu.
            - Dobrze a ty odpoczywaj - pani Connor wyszła z sali.
            Uniosłam głowę i rozejrzałam się po pomieszczeniu. W sali znajdowało się jeszcze kilka osób. Odwróciłam się w kierunku kotary, która otaczała jedno z łóżek.
            - Diana ? - usłyszałam kolejny znajomy głos.
            - Ana ? Co ty tutaj robisz ?
            - A co mam robić w szpitalu, jeść pizzę ? - zadrwiła. Usłyszałam skrzypienie starych sprężyn i huk przewracanego krzesła.
            - Cholera, kto to tu postawił - zaklęła.
            - Co ty wyprawiasz ?
            - Idę do ciebie, nie będę przecież krzyczeć na całą salę.
            Niewiele myśląc oparłam się na łokciach i podniosłam trochę wyżej. Gdy już to zrobiłam, Ana siedziała przy mnie na krześle.
            - Ana, co się stało ? Nic nie pamiętam od czasu gdy poszłyśmy z Ali nad jezioro.
            - Hmmm, starsi ci nie powiedzą, ale ja tak. W dużym skrócie. Była impreza, kilka minut po tym jak poszłyście nad jezioro, przyszła do mnie twoja mama i poprosiła abym was znalazła. Myślała że wiem, gdzie poszłyście a do was nie można się było dodzwonić. Głupia się zgodziłam i tak znalazłam się w lesie. Spadła asteroida a zaraz potem kolejna. Fala uderzeniowa powaliła mnie na ziemie. Tyle wiem. Obudziłam się tu, trzy dni po wydarzeniu z Central Parku.
            - Jak długo byłam nieprzytomna ?
            - Pięć dni. Faszerowali cię jakimiś lekami, bo gadałaś przez sen i dali ci coś na uspokojenie.
 
 
 ********
 
 
             Zaraz po skończonej rozmowie z Aną, której nastawienie do mnie zmieniło się całkowicie pewnie w wyniku szoku, do sali w której leżałam wbiegła moja mama. Wyglądała okropnie, nie przypominała światowej sławy stylistki. Była ubrana w stare i wytarte jeansy, wymiętą, białą koszulę a na nogach miała czarne botki na płaskim obcasie. Telefon od pani C musiał ją obudzić, gdyż nierozczesane włosy upięła w ledwo trzymający się kok, a brak makijażu pokazywał jej bladą cerę - znak rozpoznawczy rodziny White, czasem się zastanawiałam czy to właśnie nie z tego powody mamy takie nazwisko - oraz cienie pod oczami. Przytuliła mnie delikatnie, wtulając głowę w jej ramiona poczułam zapach kawy. Chciałam wrócić do domu.
             - Jak się czujesz ? - spytała cicho.
             - Nie najgorzej, trochę chce mi się spać i noga zaczyna mnie boleć.
             - To normalne kochanie, cieszę się że skończyło się na lekkim urazie głowy i złamanej nodze.
             - Świetnie, a co z Ali ? - chciałam w końcu dowiedzieć się dlaczego nadal jest w szpitalu.
             - Miała operację, coś jej się stało w głowę. Teraz jest z nią bardzo dobrze, ma świetne wyniki i prawdopodobnie jutro wróci do domu - moja mam uśmiechnęła się i pogłaskała mnie po głowie.
             Po prosu bosko, ja miałam tylko złamaną nogę a moja przyjaciółka wylądowała na stole operacyjnym. Z czego tu się cieszyć - pomyślałam.
             - A Ana, co jej się stało ? -powiedziałam cicho, patrząc na dziewczynę, która oglądała teleturniej.
             - U niej skończyło się na brzydkiej bliźnie na plecach, nie wiem czemu ją ma - mama spojrzała na Anę - Szkoda mi jej, nie ma teraz nikogo, bo jej rodzice są za granicą i nie mogą wrócić. Dziewczyna nie ma gdzie się podziać.
            - Może zatrzymać się u nas - wypaliłam bez zastanowienia. Wiedziałam że będę żałować tych słów.
            - Też o tym myślałam, w końcu gdybym jej po was nie wysyłała to nie było by jej tu, ale chciałam znać twoją opinię - uśmiechnęła się ponownie - Porozmawiam z nią o tym.
             W pewnym momencie zrobiło mi się zimno, więc położyłam się i okryłam kołdrą.
            - Diana, strasznie zbladłaś.
            - Jakoś mi tak słabo - momentalnie pociemniało mi przed oczyma a moja ręka bezwładnie opadła.
            - Diana - poczułam jak mama chwyciła mnie mocno za rękę - Kochanie ?
            - Co jest ? - usłyszałam przerażony głos Ali.
            - Nie wiem, zemdlała - łamiącym głosem odpowiedziała moja mama.
            - Lekarza, zawołajcie lekarza ! - rozległ się krzyk Any, która również stała przy moim łóżku.
            W mgnieniu oka wokół mojego łóżka znalazło się kilku lekarzy. Zapanował chaos. Słyszałam krzyki Alison i płacz mojej mamy oraz dźwięk wydawany przez włączone aparatury. Poczułam ucisk na klatce piersiowej a później potworny ból.
            Wtedy zdarzyło się coś dziwnego, ogarnęło mnie uczucie jakbym się unosiła, hałas ustał a ból w klatce piersiowej i nodze znikł.
            Otworzyłam oczy.
 
 
 
********
 
 
 

            Stałam przed łóżkiem. Z przerażeniem widziałam całą krzątaninę, ale nie to było najgorsze. Spojrzałam na osobę leżącą w łóżku, dziewczyna miała czarne włosy, bladą prawie białą cerę i sine usta. To byłam ja. Zauważyłam zbliżającą się w pośpiechu pielęgniarkę, ciągnącą defibrylator. Chciałam się odsunąć na bok, ale nie zdążyłam. Kobieta i urządzenie przeszły przeze mnie, jakbym w ogóle tam nie stała. Poczułam lekki, ale przyjemny dreszcz.
            - Co jest ? - spytałam samą siebie. Nie oczekiwałam odpowiedzi ale...
            - Nie przejmuj się, zaraz będzie po wszystkim - zamarłam.
            Szybko odwróciłam się w kierunku głosu. Przy oknie stała postać otoczona jasnym światłem. Z początku nie mogłam jej rozpoznać, ale z każdym krokiem w tamtą stronę jej kształty stawały się coraz wyraźniejsze.
            - Babciu ? - zawołałam z niedowierzaniem.
            - Witaj słonko - uśmiechnęła się - Ileż to już czasu minęło, odkąd widziałyśmy się po raz ostatni. Wyrosłaś na piękną kobietę, ale czy ta twoja matka cię nie karmi ? Jesteś bardzo chuda.
            - Oj babciu przestań, jem tyle ile muszę - w obecności babci poczułam się spokojnie i bezpiecznie. Pomyślałam że mogłabym tu zostać na zawsze. Po chwili jednak coś do mnie dotarło. - Babciu, ale przecież ty nie żyjesz. To jest sen ? - spytałam.
            - Niestety nie, ty w tej chwili też nie żyjesz - to było jak uderzenie o ziemię.
            - Ale jak to, wszystko przecież było dobrze - powiedziałam ze łzami w oczach.
            - Posłuchaj mnie kochanie. To jeszcze nie jest twój czas, za niedługo wrócisz do matki.
            - A czy nie jest już za późno ?
            - Tutaj czas biegnie inaczej niż w świecie żywych. Poza tym jesteś wyjątkową osobą - moja babcia rozejrzała się po sali - wy wszyscy jesteście. A teraz już idź.
            W mgnieniu oka znów stałam przed łóżkiem. Widziałam jak lekarz zapisuje coś w mojej karcie pacjenta. Wszystkie sprzęty, do których byłam podpięta, zostały wyłączone. Moja matka płacząc, przytulała czerwoną Ali a Ana siedziała obok z obojętną miną.
            - No idź już i pamiętaj, że zawsze będę przy tobie.
            - Zawsze wiem że jesteś - odpowiedziałam i po raz ostatni przytuliłam moją babcię.
            Zamknęłam oczy, poczułam jak jakaś siła ciągnie mnie w dół i znów ogarnęło mnie uczucie ciepła. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam oczy. Z początku wszystko było rozmazane, ale po chwili mogłam wyraźnie widzieć. Twarze wszystkich były zwrócone w moją stronę, przez co było mi trochę niezręcznie.
             - O cholera jasna - usłyszałam głos Ali. Odwróciłam głowę w jej stronę i już byłam przygotowana na potworny ból, jednak tym razem nic nie poczułam. Co więcej nie bolało mnie już nic, ani noga, ani klatka piersiowa.
             - Chyba muszę się napić czegoś mocniejszego - zawołała oszołomiona Ana.
             - Mój Boże - drżącymi dłońmi chwyciła mnie ze ręka mama - Co się teraz stało ? Byłaś martwa - spojrzała na lekarzy - Jak to możliwe ? - spytała ich. W odpowiedzi dostała tylko wzruszanie ramionami.
             - Jak się czujesz ? - zwróciła się do mnie jedna z pielęgniarek.
             - Dobrze, dziwnie ale dobrze - odparłam uśmiechając się lekko.
             Pielęgniarka szybko zmierzyła mi ciśnienie, temperaturę i osłuchała bicia mojego serca.
             - Wszystko jest w porządku, ale musimy zrobić kilka dodatkowych badań - zwróciła się do mojej mam - Zabierzemy pani córkę na tomografię. To potrwa tylko 45 minut. Proszę w tym czasie coś zjeść, dużo pani dziś przeszła.
             - Tak, już ja coś wypiję - wyszeptała Ali do Any. Obrzuciłam je spojrzeniem. Kiedy one zdążyły się polubić. Na imprezie nie zapowiadało się na przyjaźń między naszą trójką.
               W sali pojawiło się kilku pielęgniarzy, którzy zaczęli wyprowadzać moje łóżko na korytarz.
             - Mamo - pociągnęłam ją za koszulę zmuszając do pochylenia się - Nie zapomnij o Anie - wyszeptałam.
             - Obiecuję, że nie  - dotknęła mnie w policzek.
             - Już wszystko będzie dobrze - zapewniłam i zostałam wywieziona z sali.
 
 
********
 
 
             Przespałam spokojnie całą noc, no może kilka razy się obudziłam, ale to u mnie normalne. Pielęgniarka, która robiła mi badania monitorowała mnie przez cały czas. Moja mama też była blisko, czasem tylko wychodziła na korytarz, aby dowiedzieć się co w pracy. Ali i Ana stały przy oknie i o czymś rozmawiały. To był naprawdę dziwny widok, widzieć je razem tak blisko siebie. Ich pobyt w szpitalu został przedłużony, gdyż po moim incydencie, również i im zrobiono badania.
             - Obudziłaś się - rozległ się nieznany, męski głos. Odwróciłam się w jego kierunku.
             - A ty to kto ? - spytałam - I czemu się na mnie gapisz ?
             - Jestem David Parks - przedstawił się. - Obiecałem cię pilnować podczas nieobecności pielęgniarki. A z tamtym chłopakiem nie wytrzymam.
              - Słyszałem to głupku - usłyszałam kolejny męski głos.
              Spojrzałam na chłopaka, który leżał na łóżku naprzeciwko. Był całkiem przystojny. Jego oczy spotkały się z moimi.
              - Co jest cukiereczku ? Jak chcesz się napatrzeć to możesz tu przyjść, mam tu dużo miejsca.
               Wywróciłam oczyma.
              - Nie to nie, twoja strata - powiedział.
              W tym samym momencie do sali weszła moja mama z jednym z lekarzy. Usiadła na krześle i spojrzała na uśmiechniętego Davida. Chwyciła mnie za dłoń.
              - Mamy już twoje wyniki - oznajmił lekarz - Wszystko jest w porządku. Nie wykryto żadnego urazu, poprzedni obrzęk również znikł, nie wiemy jak mogło do tego dojść, ale najważniejsze jest to że już nic ci nie zagraża. Zostawimy cię co prawda na obserwacji, ale sądzę że jeszcze w tym tygodniu wrócisz do domu - rzekł.
              - Dziękuję - powiedziałam z ulgą.
              - Czyli wychodzi na to, że zostajesz to ze mną - uśmiechnął się David, ale to zignorowałam.
              - A co z Ali i Aną ? - spytałam milczącą mamę.
              - Dziś wracają ze mną do domu - dostałam w odpowiedzi.
              Świetnie - pomyślałam - wygląda na to, że zostanę tu sama z tymi chłopakami. Perspektywa tego nie za bardzo przypadła mi do gustu.
           
            ______________________
 
 
 
 
Rozdział dodany kilka dni wcześniej niż planowałem.
Jestem zadowolony i zdziwiony zarazem, że mój pomysł z asteroidami przypadł Wam do gustu. Dziękuję za miłe komentarze i słowa wsparcia.
 
W rozdziale jak widzicie jest dużo dialogów, nie wiem czy tak wam odpowiada czy wolicie więcej opisów.
Troszkę się dzieje i zaczynam męczyć dziewczyny i resztę bohaterów.
 
Kolejny rozdział będzie 21/22 lutego, nie wcześniej ze względu na kończące się ferie. Muszę znów wpaść w szkolny rytm.
 
Pozdrawiam i liczę na komentarze.
           
 
 
 
 


4 komentarze:

  1. "Mój Borze" chyba przez przypadek popełniłeś ten błąd, bo bardzo trudno się w nim pomylić, a żadnego innego nie wychwyciłam xD

    jak mógł nam się nie podobać tak oryginalny pomysł ja się pytam? to było genialne!

    ja osobiście wole jak jest dużo dialogów. przy zbyt wielu opisach czytam co 3 słowo i nic nwm z tekstu ;D

    a mecz je, męcz :) jest Akcja jest reakcja(tu komentarze)

    bardzo fajny pomysł z wprowadzeniem tych chłopaków.
    David pewnie, ba na pewno, będzie podrywał Dianę ^_^

    tak ogólnie to rozdział mi się podobał i znalazłam tyko tamten jeden mały, aczkolwiek trudny do zrobienia, błąd *~*

    pozdrowionka i wgl co tam chcesz (chyba czas się przyda)
    ~gumisiek98

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. zapomniała chyba napisać pod Rozdziałem 0, że masz cudowny ten szablon! strasznie mi się spodobał ;)

      Usuń
    2. Dzięki wielkie za opinię :) Nie wiem jak mogłem popełnić taki błąd, zaraz go poprawię :)

      Usuń
  2. Chyba zapomniamniałam przeczytac rozdziału 0. Zaraz jak skoncze komentarz do niego wróce.
    Szablon jest śliczny i dzięki niemu zwróciłam uwagę na blogu, i warto było.
    Sposób pisania masz cudowny. Spodobała mi się postać twojej głownej bochaterki.
    Pozdrwaiam i weny życzę
    http://dzieci-zywiolow333.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń