niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 2





Home, sweet home.

 






                Nareszcie nadszedł długo wyczekiwany przeze mnie dzień. Po tygodniu spędzonym w niewygodnym, szpitalnym łóżku miałam wrócić do domu. Ali i Ana wyszły wczoraj, więc zostałam ja z Davidem i chłopakiem o imieniu Jamie. Nie mogłam się już doczekać, aż moja mama wróci z pracy i przyjedzie po mnie.
               - Cieszysz się że wychodzisz ? - spytał David, którego dziwnym trafem zdążyłam polubić.
               Siedzieliśmy na wolnym łóżku i oglądaliśmy poranne wiadomości, w których mówili o odbudowie zniszczonych budynków. Śmieszne, ale po tych wszystkich przejściach całkowicie zapomniałam o asteroidach a w końcu to przez nie się tutaj znalazłam.
               - Pewnie, że się cieszę - posłałam Davidowi szeroki uśmiech - będę mogła ubrać coś co będzie mnie bardziej zakrywać - spojrzałam na starą i poprzecieraną w paru miejscach szpitalną koszulę, która była zdecydowanie za krótka.
               - Mi tam nie przeszkadza - rozległ się głos za moimi plecami.
               Odwróciłam się.
               - Jamie, jednak wstałeś. Byłam pewna, że nie żyjesz - wycedziłam.
               - Byłoby mnie szkoda - odpowiedział i usiadł za mną i oparł się o moje plecy.
               - No właśnie chyba nie bardzo - wstałam i podeszłam do okna.
               Dzień był przepiękny. Słońce świeciło a na błękitnym niebie nie było ani jednej chmurki. Ludzie zaczęli powoli wracać do codziennych czynności. Asteroidy uszkodziły linie elektryczne, przez co cały Nowy York na kilka dni pogrążył się w ciemnościach. Miasto, które nigdy nie śpi, zasnęło. Dziwnie się czułam z tym, że przeżyłam bliskie spotkanie z asteroidą, podczas gdy inni nie mieli tyle szczęścia.
               Już nigdy nie spojrzę na niebo tak samo - pomyślałam.
               - Stałem na placu, gdy to się zaczęło, a potem fala uderzeniowa porwała mnie i wrzuciła do zejścia do metra. Spadłem kilkanaście schodów w dół - wzdrygnął się David, który szybko znalazł się koło mnie.
               - Mnie fala rzuciła o jakiś budynek. Wybiłem plecami szybę, bolało jak cholera. Widziałem jak odłamki chodnika spadają na ludzi i  miażdżąc różne części ich ciał, a potem ktoś mnie wciągnął  - wtrącił Jamie i również stanął przy mnie.
                Odwróciłam się do niego i spojrzałam mu w oczy. W końcu powiedział coś innego, niż te jego głupie teksty i nie zgrywał już takiego pewnego siebie. Uśmiechnął się.
                - Teraz będziemy mieć moment ? - wypalił unosząc brew do góry.
                - Idź się miziać z poduszką - wypaliłam i spojrzałam przez okno. Chłopak się zaśmiał.
                - A jak było z tobą ? - spytał David.
                Miałam cichą nadzieję, że takie pytanie nie padnie. Naprawdę nie chciałam o tym rozmawiać. Ciągle pamiętałam tę noc, bez przerwy odtwarzałam to w myślach i nie mogłam przestać.
                - Byłam z Ali, tą blondynką - wyjaśniłam - usiadłyśmy nad brzegiem jeziora w Central Parku.
                - Tam była impreza - wtrącił Jamie.
                - Wiem moja mama ją organizowała - pochwaliłam się. Jamie westchnął a David spojrzał na mnie.
                - Jesteś córką Grace White ? - wypalił.
                - Znasz ją ? - spytałam. Głupie pytanie. Moja matka była rozpoznawalna nawet przez osoby, które nie śledziły modowych nowinek dzień w dzień.
                - No fajnie, cieszymy się wszyscy, ale możesz powiedzieć nam co było dalej - przypomniał mi Jamie.
                - Tak, emm, leżałyśmy na ziemi i wtedy zauważyłyśmy pierwszą asteroidę, zdążyłyśmy się schować - przypomniałam sobie, jak cieszyłyśmy się, że nic nam się nie stało, nie wiedząc co nas czeka - Postanowiłyśmy uciec, ale spadła kolejna i dalej nic już nie pamiętam - nie chciałam wdawać się w dalsze szczegóły, po co one komuś.
                 - Diana - usłyszałam zbawienny głos mojej mamy.
                 - Godzina zwierzeń minęła - uśmiechnęłam się - David możesz ? - wyciągnęłam rękę do przodu. Chłopak szybko zrozumiał o co mi chodzi i podtrzymywał mnie za łokieć i pomógł mi się odwrócić. Zagipsowana, pod samo kolano noga, pomimo tego że już nie bolała, bardzo utrudniała mi poruszanie a z powodu braku kuli musiałam liczyć na pomoc Davida.
                 Moja mama w końcu wyglądała jak ona. Ubrana w czarną garsonkę od Chanel, z ułożonymi włosami i umalowana sprawiła, że już poczułam się jakbym była w domu. Doczłapałam się do mamy i objęłam ją. Trzymała w ręce torbę z ubraniami i jakieś ciasto w plastikowym pudełku.
                  - Idź się przebrać a ja załatwię formalności i wracamy do domu - pocałowała mnie w czoło.
                  Pora zdjąć tą szmatę - pomyślałam. David zdawał się czytać mi w myślach, gdyż zaczął prowadzić mnie do łazienki. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka. Wyciągnęłam z torby piękną Małą Czarną, była nieco pomięta, ale nie obchodziło mnie nic poza powrotem do domu. Wybiegłabym stąd nawet nago, gdybym tylko musiała.
                 - Mam wyjść ? -spytał David, gdy zaczęłam rozpinać koszulę - Nie będzie ci niezręcznie ?
                 - Przestań, nie czuję się niezręcznie. Wiem że grasz w nie mojej lidze - posłałam mu ciepły uśmiech. Chłopak zrobił się czerwony. Zaśmiałam się, ale szybko przestałam. Musiało to wyglądać tak jakbym zrobiła to specjalnie a nie chciałam być dla niego niemiła.
                 - Skąd wiesz ?
                 - Taki dar.
                 Ktoś zapukał do drzwi i po chwili do środka zajrzała moja mama.
                 - Gotowa ?
                 - Jak nigdy - poprawiłam włosy i po raz ostatni spojrzałam w lustro. Odwróciłam się do Davida - Masz mój numer, więc jak coś to zadzwoń - przytuliłam go mocno i pocałowałam w policzek.
               


********



                 Nareszcie w domu - przebiegło mi przez myśl, gdy tylko otworzyłam drzwi do mieszkania. Od razu pokuśtykałam do swojego pokoju. Ana leżała na fotelu, ale szybko odwróciła głowę w moją stronę. Jej walizki leżały obok. Przypomniałam sobie, że zgodziłam się aby zamieszkała u nas przez jakiś czas. No nic, jakoś musiałyśmy się pomieścić. Spojrzałam na okno, które było zasłonięte zasłoną.
                 - Od jakiegoś czasu nocne niebo mnie przeraża  - wyjaśniła.
                 - Tak, możemy już tak zostawić - odpowiedziałam. Sama chciałam zasłonić to cholerne okno. Cieszyłam się że Ana mnie uprzedziła.
                  Skierowałam się do szafy. Zajrzałam do środka. Zero brzydkich i starych koszul. W kącie znalazłam biały i zwinięty materiał. Schyliłam się i go podniosłam. Była to sukienka w którą byłam ubrana tego pamiętnego dnia.
                  - Nie wygląda najlepiej - powiedziałam.
                  Sukienka w kilku miejscach była przedarta i zabarwiona na zielono. Nie wyglądała jak dzieło domu mody Chanel, przypominała raczej ubranie, które dziwnym trafem znalazło się pod kosiarką. Plusem było to, że nie znalazłam na niej żadnej kropli krwi, no i metka wciąż trzymała się materiału.
                  - Wybacz, leżała na fotelu a ja nie wiedziałam co z nią zrobić, więc wrzuciłam ją tam - usprawiedliwiała się moja współlokatorka.
                  - Nie ma sprawy, coś się z nią wykombinuje. Nie wywalę Chanel do śmieci - uśmiechnęłam się.
                  - Można ją pociąć i przerobić na podkoszulek - zaproponowała.
                  - Pomyślimy później, na razie idę się wykąpać - rzekłam podnosząc się z ziemi.




********
 
 
 
                Podczas gdy wanna powoli wypełniała się wodą, ja zaczęłam zmywać swój makijaż. Spojrzałam w lustro i wacikiem do demakijażu przetarłam oko. Dokładnie przyjrzałam się swojemu odbiciu. Byłam karykaturą samej siebie. Połowa mojej twarzy na której wciąż znajdował się makijaż wyglądała normalnie, drugą połowę zdobił siniec pod okiem i czerwony rumieniec. Przyznam, że ten widok trochę mnie rozśmieszył, jednocześnie wiedziałam że nie ma w tym nic zabawnego. Wyglądałam jak strach na wróble ubrany w Chanel, szkoda że Ali tu nie było.
               Odwróciłam się i podeszłam do wanny, która była już pełna wody. Zakręciłam kran i bez wahania zrzuciłam z siebie sukienkę. Weszłam do wanny, przewieszając zagipsowaną nogę tak aby się nie zamoczyła.
                - Cholercia, nie wzięłam ręcznika - powiedziałam do siebie - będę musiała zawołać Anę.
                No masz, żelu też nie zabrałam - dodałam w myślach i wywróciłam oczyma. Rozejrzałam się dookoła. Dzięki Bogu, że stał na półce przy wannie.
                - Dosięgnę - stwierdziłam i wyciągnęłam przed siebie rękę  - już prawie, jeszcze chwileczka - zwisająca z brzegu wanny noga skutecznie uniemożliwiała mi jakiekolwiek manewrowanie, a brakowało mi tylko kilku centymetrów. Zamknęłam oczy i wyciągnęłam rękę troszkę bardziej  i  wtedy buteleczka z żelem sama przysunęła się do mojej dłoni. Upuściłam żel, który z pluskiem wpadł do wody - Co to do cholery było - spytałam samą siebie. Chciałam krzyknąć po mamę i Anę, ale szybko ochłonęłam. Pewnie mi się wydawało, niestety wpadłam na pomysł aby sprawdzić czy moje przypuszczenia są prawdziwe. Czasem jak się na coś uprę to muszę to zrobić. Wyciągnęłam więc rękę przed siebie i skoncentrowałam całą swoją uwagę na szamponie do włosów i to na nim skupiłam swoją uwagę. Obserwowałam co się wydarzy. Buteleczka lekko drgnęła po czym uniosła się nad półkę i przefrunęła prosto do mojej dłoni.  O mało nie dostałam zawału, tego było już za wiele.
                  - Ana ! - krzyknęłam. Dziewczyna zjawiła się w łazience po kilku sekundach.
                  - Co jest ? - spytała wyciągając łyżeczkę z ust.
                  - Dzwoń po Ali. Teraz, szybko ! - ponagliłam ją. Ana patrzyła na mnie przez chwilę, po czym uniosła ramiona i poszła po telefon. Nie musiałam długo czekać. Moja przyjaciółka zjawiła się w mojej łazience w ciągu kilku minut.
                  - Co się stało ? - spytała zmartwionym głosem.
                  - Patrzcie - wyciągnęłam rękę w kierunku dziewczyn i machnęłam dłonią. Miska z płatkami, którą jeszcze przed chwilą trzymała Ana, roztrzaskała się o ścianę a jej kawałki rozsypały się po podłodze. Ali w osłupieniu przeniosła wzrok ze mnie na resztki płatków, leżące na podłodze, podczas gdy Ana w pośpiechu zamknęła drzwi na klucz.
                  - Co to było ? - Ali przerwała niezręczną ciszę. Zdążyłam tylko wzruszyć ramionami, ponieważ sama nie wiedziałam co się właśnie stało. Ana wyciągnęła z szafki jeden ze znajdujących się tam ręczników i rzuciła mi go.
                   - Wyłaź to wtedy pogadamy. Nie będę patrzeć na ciebie, zwłaszcza gdy piana zaczyna znikać, odsłaniając za dużo. - powiedziała.
                    Serio ? W takiej chwili ma chęć na docinki ? - pomyślałam.
                    - Odwróćcie się - poprosiłam. Po chwili, owinięta w ręcznik, stałam już koło nich - Co robimy ? - spytałam.
                    - Wszystko w porządku - wypaliła Ali. Ana spojrzała na mnie i postukała palcem w skroń. Uśmiechnęłam się.
                    - Wiemy, że jest w porządku - zapewniłam ją.
                    - Nie, twoja mama pytała czy wszystko jest Ok - odpowiedziała Alison.
                    - Nie nic takiego nie mówiła.
                    - Pięknie, jeszcze nam blondyna zgłupiała - Ana przyłożyła Ali dłoń do czoła - No w sumie nie dziwne, mogłyśmy się spodziewać, że prędzej czy później do tego dojdzie.
                    Rozległo się pukanie do drzwi i usłyszałyśmy głos mojej mamy.
                    - Wszystko z wami OK ?
                    - Teraz mówi " Ciekawe co one tam robią. Mam nadzieję, że nic im się nie stało " - wyszeptała moja blond przyjaciółka. Pokręciłam przecząco głową. Ja nic nie słyszałam, wątpiłam też, że Ana słyszała cokolwiek, więc skąd Ali to wie ?
                   - Niech pani pomyśli o jakiejś liczbie od jednego do miliona - poprosiła Ana.
                   - Po co ? - usłyszałyśmy w odpowiedzi.
                   - To taka gra, chcemy zobaczyć czy zgadniemy - nawet nie chciałam wiedzieć co sobie teraz o mnie myśli moja matka. Sama wiedziałam jak te słowa brzmią.
                  - Dobrze, już.
                  Ana szturchnęła łokciem Ali. Moja znajoma zrozumiała aluzję.
                  - Trójkąt - wystrzeliła. Zapanowała cisza. Wszystkie czekałyśmy na reakcję mojej mamy.
                  - Tak zgadza się. Zielony trójkąt - odpowiedziała. Ostatnie dwa słowa równocześnie z nią wypowiedziała bezgłośnie Ali po czym się uśmiechnęła.
                  - Zwariowałyście, obydwie powariowałyście - wyszeptała Ana - Co wy czarownice jesteście ?
                   Milczałyśmy przez chwilę. Nadal nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Zaczęłam się śmiać a po chwili dołączyła do mnie Ali. Ana również się poddała. Być może było to spowodowane stresem ostatnich wydarzeń i dzisiejszego wieczoru.
 
 

 

 
 
********
 
 
 
 
                - To nie jest zabawne - uspokoiła się Ana, gdy przeszłyśmy do mojego pokoju. - Ty rzucasz przedmiotami po całym pokoju, a ty czytasz ludziom w myślach.
                - Uspokójmy się wszystkie, to może coś wymyślimy - zaproponowałam.
                - Co tu jest do myślenia. Ty jesteś porąbana, ja jestem porąbana a Ana jest normalna - Ali prawie to wykrzyczała.
                - No właśnie tylko czemu - zastanowiłam się - Ana nie czujesz się dziwnie ?
                - Czuję się bardzo normalnie - zapewniła mnie modelka.
                - Usiądź tu - posadziłam Anę na krześle tyłem do lustra - skoncentruj się i spróbuj coś zrobić.
                - Ale co ? - spytała.
                - Coś. Ty się koncentruj a my będziemy cię obserwować.
                Ana wywróciła oczyma, po czym je zamknęła. Obserwowałam cały pokój dookoła. Ali robiła to samo. Nic się nie działo i już traciłam nadzieję że cokolwiek się wydarzy. Spojrzałam na Anę. Jej włosy z ciemnego brązu, nagle zmieniły się w jasny, wręcz biały blond. Rysy jej twarzy również były inne.
               Ana otworzyła oczy. Stanęłam jak wryta, Ali również zaniemówiła.
               - I co, stało się coś ? Nie słyszałam wybuchów  - zażartowała Ana, ale jej głos brzmiał inaczej. Chwyciłam ją za ramiona i obróciłam w stronę lustra, aby mogła się przejrzeć. Obok niej stanęła Alison. Dziewczyny były identyczne, miały nawet to samo ubranie.
               - O cholera, wyglądam jak ty - Ana dotknęła swoich włosów - Ja nie chcę. Jak to odkręcić ?
 
 
 
********
 
 


 
Rozdział nareszcie się pojawił. Wiem że miał być tydzień temu, ale nie miałem czasu na jego dodanie. Rozdział jaki jest, taki jest. Nie jestem z niego specjalnie zadowolony. Wszystko przez to, że chciałem zawrzeć w nim to co zawarłem. Być może się pośpieszyłem wyjawiając, że dziewczyny mają moce a opowiadanie będzie z tych fantastycznych. Przykro mi również rozwiewać domysły wielu osób, które twierdziły, że Diana będzie z Davidem. No niestety, ale nie.
Zdaję sobie również sprawę z tego że w rozdziale jest sporo błędów, wiem że przecinki mi pouciekały, popoprawiam to w najbliższy weekend.
 
Kolejny rozdział 15/16 marca.
 
 
Proszę o komentarze :)
 
 
 


2 komentarze:

  1. O jejku jejku jejku !! Wreszcie jest, świetny, zajebisty(przepraszam za słowo) i nie powtarzalny rozdział. Nigdy nie spotkałam się z takim pomysłem i opowiadaniem, a przeczytałam ich wiele, żadne nie było jak to. Zazdroszczę talentu c:
    przepraszam że nie skomentowałam rozdziału 1, ale miałam wysyłać komentarz i coś się z telefonem stało :c
    W każdym bądź razie czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny pomysł! zgaduje(ok wiem że mi toi nie wychodzi) że to może to efekt uboczny tych asteroid ;) ( jak nie to jakby coś nie ja napisałam xD)
    ej fajne to było tak wgl :/

    ~gumisiek98

    OdpowiedzUsuń